W ZWIĄZKU Z 75. ROCZNICĄ POWIESZENIA W WARSZAWIE
PRZEZ HITLEROWCÓW 50 BOJOWNIKÓW POLSKIEJ PARTII ROBOTNICZEJ (PPR) I GWARDII LUDOWEJ (GL)
(16 PAŹDZIERNIKA 1942 – 16 PAŹDZIERNIKA 2017)
WSPÓŁCZESNA KPP SKŁADA IM UROCZYSTY HOŁD
I PRZYPOMINA WSZYSTKIM RODAKOM I RODACZKOM
O TYCH NIEZŁOMNYCH, BOHATERSKICH PATRIOTACH :
T.Jędrzejewski,
„Było ich pięćdziesięciu...”,
„Dziennik Łódzki”,
Rok XIII, Łódź, wtorek 15 października 1957 roku , Nr 245 (3391), s. 1 - 2.
„Egzekucja dokonana przed piętnastu laty na pięćdziesięciu komunistach w odwet za pierwsze akty zbrojnego oporu, nie była wyłącznie przejawem bezmyślnego bestialstwa.
Było to bestialstwo, ale wykalkulowane na zimno, jako swoisty manewr polityczny okupanta.
Cel tego manewru był ściśle określony i w lot rozszyfrowany przez całe społeczeństwo.
Akt brutalnej represji miał zastraszyć Warszawę zbierającą siły do walki, odizolować najaktywniejszych bojowników od zaplecza społecznego, od sympatii i pomocy ogółu.
Szubienice miały uzmysłowić Polakom, że walka ich jest walką bez nadziei, że „rozsądek” nakazuje pogodzić się z losem, znosić biernie przemoc, klęski i upokorzenia.
Decydując się na to posunięcie – przy całym swym perfidnym wyrachowaniu – okupant wykazał zadziwiającą nieznajomość psychiki narodu polskiego.
Właśnie ta luka w kalkulacji sprawiła, że ów równie okrutny, co prymitywny „manewr” obrócił się w konsekwencji przeciwko specjalistom od „Rassenpolitik”.
Rozpacz podsyciła wolę walki.
Egzekucja miła posiać nastroje pokory i beznadziei, a obudziła wolę konsekwentnej, bezkompromisowej walki.
Zawiadomienia o egzekucji zawierały jedno znamienne zdanie :
„Dla bezpieczeństwa i dobra ogólnego zwraca się społeczeństwu polskiemu uwagę, żeby przy najbliższym podejrzeniu podobnego czynu (tzn. aktu sabotażu) zawiadomili najbliższy posterunek policyjny”.
Na tę cyniczną zachętę do zdrady społeczeństwo odpowiedziało mocniejszym zaciśnięciem pięści.
Nie pomogło okupantowi i później nasilanie krwawych, coraz okrutniejszych represji.
* * *
W rozplakatowanych obwieszczeniach okupant podał liczbę 50 powieszonych.
Ogół nie znał ich nazwisk.
Nie wiedział o nich nic, albo prawie nic.
Nie wiedział, co to za ludzie, kim byli, jak żyli i co każdy z nich konkretnie zdziałał.
Wiadomo było jedynie, że byli komunistami, nieugiętymi bojownikami o niepodległość, o sprawiedliwość, że w imię tych ideałów poszli na śmierć.
Wiadomo o nich było tylko to, co w poetyckiej formie sformułował później Broniewski :
„Ich było tylko pięćdziesięciu,
Z Powiśla, z Woli byli wzięci,
z warsztatów pracy, fabryk, hut...
to oni każdą z bruku cegłą
o wolność bili się, o lud,
o chleb nasz i – o Niepodległą”.
To wystarczyło, by ogół schylił czoło przed ich ofiarą, by uznał ich za swoich bohaterów.
Dopiero teraz, dzięki żmudnej pracy historyków, wiemy o nich coś więcej.
Wiadomo m.in., że liczba powieszonych przekraczała znacznie podaną w plakatach liczbę 50 osób.
Między innymi tylko we wsi Magdalenka stracono około 40 osób.
Wiadomo, że wśród straconych znalazło się wielu najofiarniejszych, najbardziej zasłużonych działaczy robotniczych, członków PPR, GL i bezpartyjnych sympatyków.
Był wśród nich m.in. autor znanego, wzruszającego pamiętnika – Izydor Koszykowski, dziecko ulicy, warszawski tramwajarz, sekretarz komórki PPR w MZK.
Krótko przed egzekucją pisał od do żony w więziennym grypsie :
„Pociesz naszą chorą dziewczynkę.
Powiedz jej, że po burzy na niebie zawsze wychodzi słońce”.
Byli wśród straconych przedstawiciele postępowej inteligencji – Anatol Trylski – asystent fizyki na Uniwersytecie Warszawskim, działacz KPP, PPR i GL.
Był Sylwester Bartosik – kapitan lotnictwa, oficer, który świetnie zapowiadającą się karierę wojskową zamienił na ciężki trud komunistycznego działacza.
To on właśnie dostarczył towarzyszom podczas okupacji planów gmachu PKP, planów wykorzystanych później podczas słynnej rekwizycji, w wyniku której milionowa kontrybucja ściągnięta z mieszkańców Warszawy poszła na walkę zbrojną z okupantem.
Poniósł wtedy śmierć dr Szawlewski – ekonomista i publicysta, znany, bezpartyjny lewicowy działacz społeczny.
Byli wśród straconych młodzi i starzy.
Najstarszy – Antoni Kacpura miał lat 56.
Wśród zidentyfikowanych nazwisk czterej najmłodsi – Szymański, Kaczor, Trojanowski, Nasiadek – liczyli po 22 lata.
Każde nazwisko na tej liście, to odrębna karta losów ludzkich, walki i działania, samozaparcia dla sprawy większej niż człowiek i przykład ludzkiej wielkości.
Ten właśnie przykład żyje w nazwiskach bohaterów.
On sprawił, że – jak to wyraził Broniewski :
„Ich było tylko pięćdziesięciu,
lecz po nich poszły nas miliony
w wojennym szczęściu i nieszczęściu
ku dniom tak wtedy oddalonym”.
T.JĘDRZEJEWSKI”.
POWYŻSZY MATERIAŁ PRZESŁAŁ :
TOW. RYSZARD RAUBA
(KOMUNISTYCZNA PARTIA POLSKI – KPP).