Żeby było jasne. Nie jestem entuzjastą ani zwolennikiem majowych wyborów korespondencyjnych w Polsce. Uważam, że moi współobywatele będą mieli je w głębokim poważaniu, co innego ich dzisiaj martwi, gnębi, przeraża i zajmuje. Po drugie zdolność administracyjna ich sprawnego przygotowania i przeprowadzenia przez instytucje naszego państwa w obecnym czasie jest co najmniej wątpliwa.


Tym niemniej narracja i argumentacja niektórych krytyków tej propozycji zaczyna mnie drażnić i irytować. Prof Zoll i b.premier Cimoszewicz zarzucili wyborom korespondencyjnym w Polsce zasadniczą wadę polegającą na braku zapewnienia fundamentalnych przymiotów : tajności, powszechności i bezpośredniości. Pominę sugestie, iż dojdzie do manipulacji i fałszerstw.


Chciałbym zatem zapytać Zolla i Cimoszewicza jakie to mechanizmy kontrolne, organizacyjne i formalne gwarantujące pięcioprzymiotnikowość wyborów są wprowadzone w przypadku głosowania korespondencyjnego w Szwajcarii, Bawarii itd., których to w polskim prawie nie ma i dlatego należy polskie rozwiązanie zdyskwalifikować. Prosiłbym wszak o odpowiedź konkretną , nie w stylu opozycyjnego ogólnego lamentu.


Rozumiem, że zgodności z Konstytucją nie kwestionujemy ponieważ w tej kwestii wypowiedział się Trybunał Konstytucyjny, bodajże w 2009 lub 2014 roku - przepraszam nie pamiętam dokładnej daty i uznał takie rozwiązanie za konstytucyjnie uprawnione.

                                                                                                             Przewodniczący Polskiej Lewicy

                                                                                                                      Jacek  Zdrojewski